Oooooo jakie to było dobre! Serio, pewnie niektórzy co już
widzieli stwierdzą że przesadzam, ale co tam. Jestem świeżo po seansie. Kiedy
to piszę, to minęły równo dwie godziny. Mam słowotok i w sumie nie wiem co
napisać, i z jednej strony wolałabym jak już ochłonę, ale z drugiej chcę na
świeżo. Dobra, trzeba od czegoś zacząć. Pewnie większość wie o czym jest film,
a jak nie wie to halo. Gdzie wy żyjecie? Przecież to STARŁORSY. Wracając do
tematu (jakby ktoś nie wiedział) film opowiada o grupce Rebeliantów, która
próbuje wykraść plany Gwiazdy Śmierci. I więcej o fabule nie powiem bo
spoilery.
Już od samego początku czuć że ta część Star Wars jest
trochę inna niż poprzednie. Jest bardziej poważna, kierowana do starszego widza.
Co wcale nie oznacza że dzieciom się nie spodoba (no halo, to STARŁORSY w
końcu). Dużym zaskoczeniem dla mnie był brak tych słynnych, żółtych napisów,
które pojawiają się na początku każdych Gwiezdnych Wojen. Wiecie tych takich
lecących po ekranie. Ale i tak czuć klimat. Film trochę bardziej poważny ale
nie brakuje humoru. Chociażby droid Imperium, K-2, przeprogramowany przez
Rebeliantów. Moja ulubiona postać w całym filmie. Bardzo podobny do C3PO jednak
zupełnie inny. I moja druga ulubiona postać. Chirrut. No uwielbiam gościa.
Niewidomy, ciągle gada coś o Mocy, ale niezwykle charyzmatyczny. Potrafi
rozwalić bandę szturmowców zupełnie sam. Teraz trochę mniej pochlebnie o Jyn.
Grana przez Felicity Jones. Coś od początku mi, że tak powiem, nie pykło. Jakoś
nie poczułam tej więzi z głównym bohaterem. Coś mi w niej nie pasowało, była
dla mnie trochę sztuczna. Pod koniec zmieniłam o niej zdanie, ale i tak nie
byłam przekonana w stu procentach.
Efekty specjale. Tak bardzo czuć było klimat tej pierwotnej
trylogii, ale nie wyglądały sztucznie. Nie było też przesady. Widoki na większe
powierzchnie czy nawet całe planety zapierały dech w piersiach. Same statki,
Gwiazda Śmierci. Były bardzo realistyczne. Pamiętam jedno ujęcie na niszczyciel
Imperium. Wydawał się ogromny na tle innych, pomniejszych statków. I nagle zza
niszczyciela wyłania się fragment Gwiazdy Śmierci. I kolejne statki. A Gwiazda
dalej rośnie. Widać jak wielkie to było. Bardzo dużo scen bitewnych,
zrealizowanych znakomicie. Szczególnie ta końcowa. Wszędzie coś się dzieje,
pełno statków, rebeliantów, emocje, wybuchy, ogólne szaleństwo.
Jak przez cały seans byłam w miarę spokojna i nie targały
mną żadne większe emocje, to na końcówce coś we mnie pękło. Może dlatego że po
prostu jestem cholernie emocjonalnym i wrażliwym człowiekiem, ale mniejsza. I
już po pewnym wydarzeniu się uspokoiłam, emocje już mną nie targały, myślałam
że już wszystko ładnie opadnie i napisy. A GDZIE TAM! No ostatnie 20 sekund
przed samiuśkimi napisami rozwaliło mnie doszczętnie. Więcej nie powiem, może
po prostu parę rzeczy dla mnie ważnych się na siebie nałożyło i wywołało
taki... no nie wiem... wstrząs? No rozwaliło mnie, wyszłam roztrzęsiona, ale
pozytywnie i jednocześnie było mi cholernie smutno.
Podsumowując. No dobre to było. Nawet bardzo. Jestem
usatysfakcjonowana. Oczywiście można by się przyczepić do paru rzeczy, np.
prawa fizyki. Ale z tym to dajmy sobie spokój bo to w końcu STARŁORSY. Chociaż
ja i tak nie pojmuje jakim prawem niektóre rzeczy się tam wyrabiały. Ale
mniejsza o to, dobrze się ogląda, paru przystojniaków na ekranie. No i kurde.
To przecież STARŁORSY.
Ilość aspołecznych
gwiazdek (są kółeczka bo bieda, następnym razem będą gwiazdki)
●●●●●●●●○○